Cicha epidemia HCV
Potwierdzają się dotychczasowe szacunki ekspertów - ponad 700 tys. Polaków najprawdopodobniej jest zakażonych groźnym wirusem HCV. Większość z nich nie ma o tym pojęcia
Atakującego wątrobę wirusa HCV odkryto stosunkowo niedawno, bo dopiero w roku 1989. Wcześniej lekarze wiedzieli o istnieniu innego groźnego dla wątroby wirusa typu B (w skrócie HBV), a także stosunkowo łagodnego, odpowiedzialnego za tzw. żółtaczkę pokarmową, wirusa A (HAV). Początkowo chorobę wywoływaną przez nieznany zarazek określano mianem zapalenie wątroby typu nie-A, nie-B. Potem jednak nowego wroga zidentyfikowano i oznaczono kolejną literą alfabetu - C.
Dziś wiemy już doskonale, że pomiędzy wirusem zapalenia wątroby typu B i C jest wiele podobieństw, ale także sporo istotnych różnic. Wirus B występuje częściej. Zetknęło się z nim aż 2 mld ludzi na świecie. Zdecydowana większość świetnie daje sobie radę z mikrobem. Aż w 80 proc. przypadków zakażenie nie wywołuje żadnych objawów - człowiek zwalcza wirusa, całkowicie zdrowieje, a na dodatek jest już uodporniony na kontakt z zarazkiem w przyszłości. U części z nas infekcja jednak nie mija i przechodzi w fazę przewlekłą. Lekarze do dziś nie do końca rozumieją, dlaczego tak się dzieje i kto ma szansę pozbyć się wirusa, a kto będzie się z nim zmagał do końca życia. Wiadomo natomiast, że im organizm młodszy, tym ryzyko przewlekłego zakażenia większe.
Wirus C występuje rzadziej, ale zakażenie nim znacznie częściej, bo aż w 70 proc. przypadków dotyczących osób dorosłych, przechodzi w formę przewlekłą. Epidemiolodzy oceniają, że na świecie żyje dziś ok. 350 mln ludzi z przewlekłym zakażeniem wątroby typu B i 170 mln z przewlekłym zakażeniem typu C. W Polsce z pierwszą chorobą zmaga się ok. 320 tys. osób, z wirusem C - jak wykazują najnowsze szacunki (patrz ramka) - zetknęło się ponad 700 tys. z nas, przewlekle zakażonych może więc być nawet pół miliona.
Trzy drogi zakażenia
Wirusem B zakazić się jest łatwiej. Ten najmniejszy ze znanych nauce wirusów zawierających DNA (ma postać kulki o średnicy zaledwie 45 nanometrów) jest wyjątkowo odporny na wysoką temperaturę czy brak wilgoci. Potrafi przeżyć w zaschniętej plamie krwi lub na narzędziach chirurgicznych czy stomatologicznych nawet przez kilka lat.
Wirus B przenosi się przez seks, krew i z zakażonej matki na dziecko. W Azji dominuje ta ostatnia droga zakażenia, w naszej części świata przeważają dwie pierwsze.
Informacja genetyczna wirusa C zapisana jest nie w DNA, lecz w innym kwasie nukleinowym - RNA. Zarazek jest dwukrotnie większy, a także mniej odporny na zniszczenie. Zakazić się nim znacznie trudniej niż wirusem B, ale drogi zakażenia są te same. W przypadku niezabezpieczonego (bez prezerwatywy) stosunku heteroseksualnego ryzyko przejęcia wirusa od partnera/partnerki wynosi nie więcej niż 5 proc. Na większe ryzyko narażeni są natomiast mężczyźni mający seks z mężczyznami.
Wirusem C zdecydowana większość Polaków zakaziła się poprzez krew podczas zabiegów medycznych, a także w gabinetach wykonujących tatuaże, podczas zakładania kolczyków, u fryzjera, podczas zabiegów akupunktury, manikiuru, pedikiuru.
Zapalenie, marskość, rak
Konsekwencje przewlekłego zakażenia zarówno wirusem B, jak i C mogą być bardzo poważne. Wirus C uszkadza wątrobę nieco wolniej - bywa że choroba nie daje żadnych objawów nawet przez kilkadziesiąt lat. Ludzka wątroba ma zadziwiająco duże zdolności regeneracyjne. Ale na skutek długoletniej walki z wirusem w którymś momencie regeneracja może nie nadążyć za procesami niszczenia. W efekcie początkowo rozwija się stan zapalny, następnie dochodzi do włóknienia wątroby z konsekwencją w postaci jej marskości (marskość polega tym, że zdrowa tkanka stopniowo zastępowana jest przez komórki tkanki łącznej).
Wątroba pełni w naszym organizmie blisko pół tysiąca najrozmaitszych funkcji. Nie tylko nas odtruwa (m.in. po spożyciu alkoholu), ale także dba o przemianę cukrów, produkcję białek, przechowywanie witamin i minerałów, produkcję potrzebnej do trawienia tłuszczów żółci, utrzymywanie równowagi hormonalnej. Nic więc dziwnego, że gdy dojdzie do marskości, wkrótce pojawiają się także jej poważne powikłania, takie jak zaburzenia w pracy mózgu i nerek, cukrzyca, stanowiące zagrożenie dla życia (z powodu ryzyka krwotoku) żylaki przełyku, wreszcie - najpoważniejsza konsekwencja - rak wątroby.
Marskość wątroby i rak tego narządu dotykają według różnych ocen od 15 do 40 proc. pacjentów przewlekle zakażonych wirusem B i ok. 20 proc. zakażonych wirusem C.
Wobec raka wątroby medycyna pozostaje dziś praktycznie bezradna. Jedyną szansą pozostaje przeszczep, ale tu potrzeby są znacznie większe niż możliwości. Rak wątroby zajmuje dziś szóstą pozycję wśród najczęstszych nowotworów, jednak z powodu złych rokowań jest trzecią przyczyną zgonów nowotworowych na świecie. Specjaliści ostrzegają, że te statystyki w przyszłości będą wyglądać jeszcze gorzej. Ich zdaniem za 10-20 lat ciężkie choroby wątroby pochłoną w Europie więcej ofiar niż udar czy niedokrwienna choroba serca.
Problem jednak tkwi w tym, że przewlekłe zakażenie wirusami nie daje przez lata o sobie znać i większość zakażonych osób nie zdaje sobie w ogóle sprawy z zagrożenia. W efekcie nie zaczyna leczenia w porę, a ponadto, nie znając swojego statusu, może przekazywać wirusa dalej swoim bliskim.
Szczepionka? Koniecznie
Czy z dwojga złego lepiej zakazić się wirusem B, czy C? - Trudno powiedzieć - mówią specjaliści od chorób wątroby . - To tak jakbyśmy się pytali o wyższość świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą - dodają.
Na wirusa B mamy od wielu lat wspaniałą broń - bezpieczną i skuteczną szczepionkę profilaktyczną. W Polsce, począwszy od 1995 r., szczepi się nią obowiązkowo i bezpłatnie wszystkie noworodki. Obowiązkowym szczepieniom poddaje się także lekarzy, pielęgniarki, policjantów, strażaków. Problem jest z pozostałymi obywatelami, którzy liczą ponad 15 lat i nie podlegali obowiązkowym szczepieniom w wieku noworodkowym, a także korzystającymi z opieki lekarskiej w latach 70. czy 80., kiedy o sprzęcie jednorazowym mogliśmy tylko pomarzyć.
Jeśli ktoś z nas jeszcze się więc nie szczepił, powinien to bezwzględnie uczynić. Należy wziąć trzy dawki szczepionki według schematu 0-1-6 miesięcy (uwaga! trzeba pamiętać koniecznie o ostatniej dawce, inaczej należy wszystko zaczynać od początku).
Na wirusa C szczepionki niestety nie ma i nic nie wskazuje, by naukowcy potrafili ją szybko stworzyć. Za to wirus C zostawia nam więcej czasu na reakcję i podjęcie leczenia pod warunkiem naturalnie, że sprawdzimy, czy jesteśmy nim zakażeni.
HCV ma jeszcze jedną dobrą stronę. Okazuje się, że dzięki coraz lepszym lekom (pracuje nad nimi wiele firm i ostatnio często słychać o nowych, doskonalszych, mających mniej niepożądanych działań preparatach) w niektórych przypadkach udaje się całkowicie pozbyć wirusa C z organizmu.
HBV jest pod tym względem mniej spolegliwy - nie ma jeszcze takich środków, które pozwoliłyby usunąć go raz na zawsze. I dlatego leki trzymające w szachu wirusa B należy (przynajmniej zgodnie z dotychczasową wiedzą) brać do końca życia.
Uwaga! Można być jednocześnie zakażonym obydwoma wirusami (innymi słowy zakażenie HCV nie chroni przed wirusem B). Osoby z zakażeniem HCV mają prawo do bezpłatnego szczepienia przeciw HBV.
Lepiej mieć HIV niż HBV
Polskie władze (choć trzeba sprawiedliwie dodać, że nie jest to tylko nasz problem) niespecjalnie przejmują się wirusowymi zapaleniami wątroby. Poza wprowadzeniem w wybranych grupach osób obowiązkowych i bezpłatnych szczepień przeciwko wirusowi B, dzieje się u nas niewiele. O to, żeby sprawdzić, czy zetknęliśmy się z wirusem B czy C, trzeba zadbać samemu. Testy takie nie wchodzą w skład obowiązkowych badań okresowych, nie są także wymagane przez pracodawcę np. przy przyjęciu do pracy. Jeśli badanie chce się wykonać za darmo, trzeba mieć skierowanie od specjalisty (wcale nie tak łatwo się do niego dostać), inaczej trzeba płacić z własnej kieszeni (koszt testu w kierunku HCV to - ok. 30 zł). Liczba Polaków znająca swój status w odniesieniu do wirusa C jest zastraszająco niska. Nie dość, że niewielu z nas o tym wirusie w ogóle słyszało, większości myli się on z wirusem B i ludzie sądzą np., że jeśli kiedyś szczepili się na żółtaczkę, niebezpieczeństwo ich nie dotyczy.
Państwo nie prowadzi żadnych kampanii w tym zakresie, licząc, że prawdziwy problem z wirusem C będziemy mieli dopiero za 10-15 lat, kiedy to zaczną masowo chorować ludzie zakażeni w latach 80. czy 90.
Są też poważne problemy z leczeniem obydwu infekcji.
W przypadku wirusa C sytuacja jest nieco lepsza, choć czas oczekiwania na podjęcie terapii w niektórych województwach liczy się w... latach (leczenie jest skuteczne w przypadku 50-80 proc. chorych, jego efektywność maleje jednak wraz z upływem czasu od momentu zakażenia).
Gorzej jest z wirusem B, gdyż Polska uporczywie trzyma się terapii starym, tańszym, ale znacznie gorszym preparatem, niż czyni to cywilizowany świat. Problem ze starszym lekiem polega na tym, że część pacjentów dość szybko się na niego uodparnia. Co gorsza, w takiej sytuacji może być już za późno na wdrożenie droższego leku. Dlatego standardy światowe mówią, że terapię powinno się od razu zaczynać od nowszego preparatu. Takie jest też zdanie Polskiej Grupy Ekspertów HBV. Niestety, Ministerstwo Zdrowia na razie jest głuche na te postulaty. - Złościmy się, gdy widzimy, że osoby zakażone wywołującym AIDS wirusem HIV cieszą się wszechstronną pomocą państwa i mają dostęp do najnowszych leków, tymczasem osoby zmagające się z wirusem B są z niewiadomych powodów tej pomocy pozbawione - mówi prof. Krzysztof Simon z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Źródło: http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,105912,8686689,Cicha_epidemia_HCV.html?as=2